17 października był najbardziej obfitym dla mnie pod względem ilości złowionych boleni. Była to już kolejna tej jesieni wspólna wyprawa z moim najlepszym kolegą Mariuszem Drogosiem - rozpoczyna relację Sebastian Rej.
Przystąpiliśmy do zmontowania wędzisk i mimo, że nadal słońce nie chciało wyjrzeć zza grubej warstwy chmur marszowym krokiem z plecakami na ramionach udaliśmy się ku pierwszej miejscówce.Nisko pochyleni, dotarliśmy na szczyt pierwszej tego dnia ostrogi, przycupnęliśmy na kamieniach i zaczęliśmy oddawać pierwsze rzuty. Nasze przynęty pod różnymi kątami, na różnych głębokościach i z różną prędkością, kilkakrotnie penetrowały basen oraz jego przywarkoczowe okolice, gdy nagle usłyszeliśmy "uderzenie" bolenia w płytkim basenie tuż za naszymi plecami. Po kilku rzutach przy samej ostrodze postanowiłem przeprowadzić wobler przerzucając w poprzek główny nurt i prowadząc go przez środek basenu w połowie toni. Tak jak ustaliliśmy, mieliśmy zamiar udać się w dół rzeki na drugą ostrogę tego poranka. Jednak coś mnie tknęło i chciałem jeszcze zanim wrócę po plecak zostawiony na pierwszej ostrodze, spróbować przeciągnąć mój wobler jak wcześniej w połowie basenu, ale przez z pozoru nieciekawy i płytki kant, znajdujący się tuż pod moimi nogami, gdzie wody było może 20 centymetrów więcej niż w jego okolicy. Podałem przynętę w kierunku głównego nurtu, prowadzać ją przez pierwsze kilka metrów przez nieco głębszą część basenu aż doszedłem do owego kantu, jednak zamiast już prowadzić wobler na uniesionym kiju, przeciągnąłem go w iście sprinterskim tempie przy samym płytkim kancie tuż nad piaskiem. Gdy wobler zbliżył się już praktycznie pod moje nogi, wtedy w ułamku sekundy ujrzałem nadciągający z prędkością błyskawicy garb na wodzie i poczułem na kiju piekielnie mocne uderzenie. Błyskawicznie zaciąłem i w tym momencie ujrzałem całego bolenia, który wyskoczył nad wodę i momentalnie zaczął odjeżdżać tworząc na płyciźnie niezły raban. Wędzisko w połączeniu z plecionką 0,12 mm w kilka minut poradziło sobie z szarżującym boleniem. Przyłożona miarka wskazała równe 70 cm. Jednak w górze rzeki nie wydarzyło się już nic więcej. Ruszyliśmy więc w drogę powrotną, jednak aby nie sforsować się zbytnio maszerowaliśmy wałem powodziowym, podziwiając po drodze latające z jednego brzegu Odry na drugi dzięcioły czarne, których w tych okolicach nie brakuje.
Grzejące już nieźle słońce, spowodowało że musieliśmy nieco zwolnić nasz marsz aby się nie "zagotować". Wspólnie stwierdziliśmy, że aby zachować więcej sił na obłowieniu drugiego odcinka tego dnia w tej październikowej spiekocie, zamiast na własnych nogach udamy tam się autem. Szybki demontaż wędzisk, wrzucenie plecaków do bagażnika i już byliśmy w drodze. Po niecałych dziesięciu minutach dotarliśmy na miejsce. Wzięliśmy kilka łyków wody z butelki, ponownie zmontowaliśmy wędziska, zabraliśmy z bagażnika plecaki i mogliśmy ruszać ku pierwszej ostrodze w dole rzeki.
Po jak najostrożniejszym wejściu na ostrogę i ukryciu się kucając, mogliśmy przystąpić do jej obławiania. Jest już prawie godzina trzynasta. Cała rzeka nagle ożywa. Bolenie pokazują się dosłownie wszędzie. Są jak w amoku. Ponownie i ja zakładam boleniową dziewiątkę. Po obłowieniu styku warkocza i basenu, zarzucam wobler na środek basenu. Prowadzę znowu na pełnej prędkości i nagle... łup. Uderzenie bolenia. Zacinam. Ryba pięknie odjeżdża w główny nurt, a kołowrotek gra jakże przyjemną dla ucha wędkarza melodię oddając plecionkę. Podkręcam hamulec o dwa ząbki, aby rapa zbytnio nie odeszła w nurt. Kilka mocniejszych pompowań, podczas których kijek pięknie pracuje i ugina się pod ciężarem walczącej ryby i boleń jest gotowy do podebrania. Mierzenie rapy. Jest moje drugie 70 centymetrów tego dnia.
Gdy wchodzimy sporym łukiem na ostrogę, na napływie której pokazał się boleń aby go nie spłoszyć zastanawiam się czy zdążył już przejść na stronę zapływową czy może wciąż tutaj znajduje się i czeka na swą ofiarę gdzieś pod wodą. Nie zdejmując plecaka postanawiam wykonać jeden kontrolny rzut na napływ. Staję u nasady ostrogi, otwieram kabłąk i rzutem spod siebie umieszczam wobler tuż za granicą głównego nurtu. Szybko zaczynam prowadzić przynętę równolegle do ostrogi, gdy nagle..... bum i siedzi kolejny boleń. Ryba odjeżdża na środek basenu. Jedno pompowanie, drugie. Już mogę ją podbierać, gdy nagle boleń zrywa się spod samych nóg i odjeżdża w kierunku głównego nurtu. Szybko jednak ponownie podciągam rapę i pewnym chwytem podbieram. Mierzenie i jest 72 centymetry a przy okazji już trzecia rapa tego dnia. Jednak jak się okazało to nie był jeszcze koniec emocji podczas tej spinningowej wyprawy.
Po cichym wejściu na następną ostrogę, kucam i zaczynam obławiać basen. Na agrafce cały czas wisi "dziewiątka". W czwartym czy piątym prowadzeniu sprintem woblera, gdy znajduje się on na długość kija ode mnie, widzę tylko błysk w wodzie i czuję potężne targnięcie wędziskiem. Natychmiast zacinam. Kołowrotek dosłownie wyje. Na powierzchni wody pojawia się ogromny wir. Kolega obstawia, że będzie to dobry, gruby boleń. Podkręcam hamulec i zaczynam pompować. Boleń za wszelką cenę chce znaleźć się w głównym nurcie. Uniemożliwiam mu to, ostro pompując. Na szczęście sprzęt nie zawodzi i pozwala na bardziej siłowy hol. Po niecałych pięciu minutach ryba kapituluje i pozwala się podebrać. Teraz obaj widzimy jej faktyczne gabaryty. Charakterystyczny garb tuż za łbem i opasłe brzuszysko. Pomiar wskazuje 77 centymetrów. Ale ten okaz jest o wiele bardziej cięższy od bolenia tej samej długości złowionego na jednej z poprzednich wypraw. Mariusz wykonuje mi sesję foto z grubym boleniem, a ja w myślach proszę by już móc zanurzyć bolenia w wodzie gdyż dosłownie mdleją mi ręce pod jego ciężarem. Wreszcie bolenia umieszczam w wodzie i przytrzymuję za ogon aby doszedł do siebie. Gdy czuję, że ryba robi się żwawa wypuszczam ją, widzę jak niespiesznie płynie między kamieniami pod prąd i dopiero po chwili zrywa się do ucieczki. Cóż to był za dzień. Cztery wyholowane piękne, jesienne bolenie w tym taki okaz.
Bolenia długości 77 cm wyholowałem na Odrze poniżej Wrocławia za pomocą zestawu składającego się z wędziska spinningowego długości 275 cm o ciężarze wyrzutowym do 18 gramów, plecionki grubości 0,12 mm zakończonym metrowym przyponem z żyłki grubości 0,20 mm dla lepszej amortyzacji i agrafki nr 14. Przynętą był boleniowy wobler długości 9 cm.